piątek, 10 listopada 2023

Rozmowy ze sportowcami: Małgorzata Hołub-Kowalik

Małgorzata Hołub-Kowalik po przerwie macierzyńskiej wraca do treningów przed igrzyskami olimpijskimi w Paryżu. Dwukrotna medalistka IO z Tokio przyznaje, że powrót na bieżnię niesamowicie ją ucieszył, a odpoczynek od reżimu treningowego dobrze jej zrobił.

Na igrzyskach olimpijskich w Tokio Małgorzata Hołub-Kowalik wywalczyła dwa medale w sztafecie 4x400 metrów. Kolejny rok startów był dla polskiej biegaczki bardzo trudny i pełen kontuzji. Reprezentantka Polski zaszła w ciążę i w sierpniu tego roku urodziła córkę. Dzięki wsparciu najbliższych udało się wrócić na bieżnię, a Hołub-Kowalik liczy, że uda się wystąpić w Paryżu i znów powalczyć o medale najważniejszej imprezy sportowej na świecie. W specjalnej rozmowie opowiada o łączeniu roli matki i zawodniczki, a także swojej przerwie i powrocie do treningów.

 

Przede wszystkim chcę pogratulować narodzin córki. Jak sobie radzisz z łączeniem roli matki oraz zawodniczki?

Jest ciężko (śmiech), ale jestem w stanie to robić dzięki dużemu wsparciu męża i mamy, która spaceruje z moją córką, gdy ja trenuję na stadionie. Zmieniła się też cała logistyka. Kiedyś pakowałam torbę i wychodziłam na trening, a teraz z Blanką szykujemy się ze dwie godziny. Pół mojej torby to rzeczy córeczki, do tego zestaw pampersów, trzeba ją także odpowiednio ubrać. Rzeczy sportowe muszą być nieco ograniczone.

 

Jak się czujesz po pierwszych treningach po tak długiej przerwie?

Zawsze gdy wracałam po okresie roztrenowania, to mięśnie są słabsze, natomiast teraz tych mięśni po prostu nie ma. Wszystko trzeba odbudować. Byłam aktywna w ciąży, ale obciążenie było zupełnie inne. Czuję, że nie mogę sobie jeszcze na wszystko pozwolić. Śmiejemy się z dziewczynami, że jestem jak galareta, a wcześniej przez wiele lat ciało było mocno umięśnione. Wracam do podstawowych obciążeń na siłowni i to także duża zmiana, bo byłem przyzwyczajona do większych ciężarów. Widać to też na poziomie wydolnościowym, bo na razie treningi to marszobiegi i delikatne bieganie, przy których mam tętno 180, a normalnie była to dla mnie rozgrzewka. Muszę dojść małymi kroczkami do tego, nad czym pracowałam. Widzę jednak, że szybko mój organizm się przestawia i adaptuje.

 

A jak przerwa od rywalizacji sportowej wpływa na sferę mentalną? Odpoczynek od rywalizacji na bieżni pomaga czy raczej trudno oglądać zmagania innych z boku?

Myślę, że bardzo potrzebowałam takiej przerwy. Po roku igrzysk wydawało się, że wszystko pójdzie jak z płatka, a jednak kolejny rok był dla mnie bardzo ciężki. Cały sezon walczyłam z kontuzjami i treningi kończyłam z płaczem. Trenowanie nie dawało mi satysfakcji, żeby nie powiedzieć, że było jak kula u nogi. Wiedziałam, że muszę odpocząć i przerwa dała mi dużo oddechu. Oglądałam zawody w telewizji, poznałam ten świat z drugiej strony. Byłam na halowych ME i mogę powiedzieć, że za tym zatęskniłam. Chociaż jestem słabsza, to wróciłam z podwójną energią do treningów, które dają mi ogromną satysfakcję.

 

A jak czułaś się w roli widza zawodów?

Szczerze mówiąc to bardzo dobrze. Myślałam, że będzie mi ciężej. Ja przeżywam strasznie każdy start i gdy dziewczyny biegły w sztafecie, to dosłownie płakałam. Rozumiem teraz, co czują kibice, którzy nas wspierają. Ja zdarłam gardło, żeby wesprzeć dziewczyny, aczkolwiek nie miałam takiego momentu, żebym chciała wbiec na bieżnię. Sprawdzałam się w roli szalonej kibicki (śmiech).

 

Oglądałaś tegoroczne mistrzostwa świata?

Byłam wtedy w szpitalu w trakcie porodu, więc emocje były zupełnie inne. Nie mogłam sobie odmówić obejrzenia chociażby występu Natalii Kaczmarek. Wtedy już z jednodniową córeczką w jednej ręce i z telefonem w drugiej śledziłam bieg Natalii.

 

Większe nerwy panują na bieżni czy na trybunach albo przed telewizorem?

Trudno powiedzieć, bo w jednym i drugim momencie emocje są ogromne. Chyba bardziej denerwowałam się jako kibic. Na bieżni jest stres, ale jest też skupienie na zadaniach, jakie stawia przed biegiem trener. Jako kibic możemy tylko patrzeć i to jest chyba trudniejsze. Zawsze zastanawia mnie, co dziewczyny mają w głowie i jak się czują. Chyba jednak oglądanie wyzwala we mnie więcej emocji.

 

A podczas oglądania sztafety w Budapeszcie była już chęć powrotu do treningu? Czy w ogóle dopuszczałaś do siebie myśl o dłuższym zawieszeniu kariery?

Gdy widziałam sztafetę w Budapeszcie, to mały głód startu już się pojawił. Wtedy pomyślałam, że chcę wrócić do Paryża, chociaż kiedyś mówiłam, że po urodzeniu dziecka nie będę chciała wrócić do sportu. Kiedy ma się w sobie trochę sportowej werwy, to pojawia się chęć ponownego poczucia adrenaliny i rywalizacji. Myślę, że żałowałabym, gdybym nie spróbowała, bo to jednak rok olimpijski. Bez podjęcia próby mogłabym nie poczuć się spełniona.

 

W takiej sytuacji jak podchodzisz do przygotowań do igrzysk?

Nie mam wobec siebie żadnych oczekiwań. Moim celem jest pojechanie na igrzyska, ale świat się nie zawali, jeśli się nie uda. Nie wiem, jak zareaguje mój organizm. Zrobię wszystko i będę ambitnie pracować, żeby pojechać do Paryża. Podchodzę do tego ze spokojną głową i chcę, żeby sport sprawiał mi przyjemność. W roku po igrzyskach płakałam przez sport kilka razy w tygodniu, a teraz nie chcę tego robić. Chcę się nim cieszyć. Kluczem jest nastawienie.

 

A na co stać twoim zdaniem kadrę?

O medal będzie dużo trudniej niż w Tokio. Sztafet jest dużo więcej. Musimy obudzić w sobie głód rywalizacji. Przede wszystkim kadra musi być zdrowa. Naszym topem jest oczywiście Natalia Kaczmarek i wierzę, że tak będzie w kolejnym sezonie. Jeśli zdrowie będzie u nas w kadrze, to będziemy mogły rywalizować z czołówką. Poziom względem Tokio wzrósł, a jeśli zestawilibyśmy obecny stan z igrzyskami w Rio, to jest to przepaść.

 

W obliczu kontuzji doszło do małej zmiany pokoleniowej w kadrze i do Budapesztu pojechało kilka młodszych dziewczyn.

Z drugiej strony pojechało też kilka starszych zawodniczek, ale rzeczywiście rywalizacja rośnie i to dobrze. Potrzebna jest dobra rezerwa, bo jeśli na odpowiednim poziomie będą tylko cztery dziewczyny, to trudniej będzie zaliczyć eliminacje i dobry występ w finale. W Tokio inne dziewczyny biegały eliminacje, a inne finał, więc zawodniczki w finale były wypoczętymi „petardami”. Ale z drugiej strony eliminacje na światowym poziomie też ktoś musi pobiec.

 

Justyna Święty-Ersetic w ostatniej rozmowie dla ORLEN Team stwierdziła, że rywalizacja wewnątrz kadry dobrze na nią działa, ale jej zdaniem przed igrzyskami karty będzie rozdawać „stara gwardia”. Zgodzisz się?

Rywalizacja to dobre określenie. My przyjaźnimy się i kolegujemy. Każda chce wygrać i być najlepsza, bo po to ciężko pracujemy. Zgadzam się z Justyną i wierzę, że „stara gwardia” mocno się zmotywuje. Śmiejemy się razem z dziewczynami, że chcemy, aby to było nasze „last dance”.

 

Czego mogę życzyć przed rokiem olimpijskim?

Myślę, że zdrowia. Mi i Blani, wtedy wszystko się ułoży. Jeśli będzie zdrowie, to poradzę sobie z resztą.